Wolno mi!

Czyli o zapuszczaniu korzeni (ugruntowaniu) i swobodnym rozpościeraniu skrzydeł (poczuciu wolności w ciele). Czyli…pozwalam sobie na czucie, na akceptację swojego ciała, na odkrywanie nowych ścieżek rozwoju.

Lubię zadawać pytania i znów od nich pozwolę sobie zacząć.

Gdzie jesteś, kiedy czytasz ten tekst?

Gdzie są Twoje stopy?

Jak czujesz teraz swoje ciało? (zaobserwuj zimno w ciele, ciepło, mrowienie, zdrętwienie, pulsowanie, rozluźnienie, przestrzeń czyli jak Ci się oddycha? itp)

Takie skanowanie ciała, to coś co znasz? Czy jest Ci zupełnie obce i czujesz się nieswojo, czy może stosujesz na co dzień i jest Ci to bardzo bliskie? Pytam aby zwrócić Twoją uwagę na przestrzeń w której jesteś i to jak się w niej czujesz, czy jest coś co potrzebujesz zrobić, aby było Ci teraz komfortowo i wygodnie? Zrób to, zadbaj o swoją wygodę. Wolno Ci 🙂 Nawiązując do tytułu.

Jak często godzinami, latami trwamy w niewygodzie, bólu, ograniczeniu. Jak w więzieniu bez więzienia. Takim mentalnym, bo nauczono nas czego wolno a czego nie. W takim fizycznym, związanym z naszym ciałem i tym jak je postrzegamy. Jako słabe, niedoskonałe, ograniczone. Oczywiście część z nas poszerza te możliwości, sprawdza je, bada granice i decyduje, czy to wystarczy, czy chce jeszcze albo inaczej.

Czy jest Ci dobrze tu i teraz? A może czujesz dyskomfort? I nie chodzi mi o to aby szukać dziury w całym, drążyć, czy aby przypadkiem, kiedy mówisz jest mi ok, to coś tam kryje się pod spodem innego. Kiedy siedzi na przeciwko mnie klientka i rozmawiamy o tym, z czym przychodzi, czego by chciała dla siebie, to zdarza się, że słowa idą zupełnie osobno niż ciało. Jakby były oddzielone. Część z nas wcale nie chce zjechać windą z głowy do serca, z wyobrażeń o sobie, swoim życiu, do tego jak jest na prawdę. A kiedy zaczyna się świadomą pracę z ciałem, to jest to ruch naturalny, jak grawitacja. UZIEMIAMY się. Gruntujemy. Zapuszczamy korzenie, czyli odbudowujemy naszą relację z ziemią, materią, ciałem. Wracamy do CZUCIA! I to czasami jest lekko nieprzyjemna podróż. Uwalniająca bardzo. Bo stojąc na ziemi, na dwóch nogach, czujesz ciężar, swojego ciała i ten jaki nazbierałaś wraz z życiowym doświadczeniem. Często bez zgody, automatycznie, bo tak nas nauczono, brać cudze krzyże na swoje barki. Stąd m.in bierze się nasza nadmierna odpowiedzialność, próba kontroli siebie, świata i innych ludzi, stąd tyle napięć i blokad w ciele. Bo ciało jest bardzo mądre. I będę powtarzać to jak mantrę. Twoje ciało jest mądre. Może nie wygląda jak z żurnala ale jest prawdziwe, pulsujące, żywe.

Czy możemy latać, kiedy nie mamy skrzydeł? I niby jak mielibyśmy latać mając korzenie? Co to znaczy, że w ogóle człowiek lata? Bo przecież nie chodzi o podniebne loty samolotem, balonem czy na spadochronie. Ano nie. Latać, rozpościerać skrzydła, to dla mnie pozwalać sobie, na marzenia, pragnienia, na wizje wykraczające poza logiczne myślenie, to poczucie zjednoczenia z kosmosem, to olśnienia, oświecenie, widzenie z góry, szerokiej perspektywy, której nie widzi się stojąc na ziemi, w lesie.

A człowiek to taka zaskakująca istota, która choć nie ma skrzydeł, ma tę zdolność i paradoksalnie aby móc wykorzystać pełnię swego potencjału, jednocześnie potrzebuje rozwijać swoją zdolność uziemiania, gruntowania, zapuszczania korzeni w głąb. Jest ważne, bo daje nam możliwość UCIELEŚNIANIA, tego co odkrywamy podczas podniebnych lotów. Bo samo latanie, oddziela nas od czucia, od ciała, sprawia, że granice nam się zacierają. Jeśli jesteśmy tylko w naszej głowie, w świecie duchowym, to gdzie jesteśmy?

Szukam drogi powrotu czy raczej komunikacji między tym co ze świata przyZiemnego a co ze świata podNiebnego, duchowego. Widzę w tym zdecydowany sens i jakość, która wywołuje swobodny dreszcz na całym ciele – uruchamia PRZEPŁYW!

I tu chcę wrócić znów do WOLNO MI! Czy ja sobie pozwalam być w swoim ciele? Czuć? Czy pozwalam sobie czuć przyjemność? Czy pozwalam sobie dbać o swoje ziemskie sprawy i o duchowe? Czy pozwalam sobie marzyć, śnić, spisywać wizje? Jak to jest? Na co pozwalam sobie bardziej, na co mniej?

W tym momencie przypominam sobie warsztaty z Tańca Afro Dance, które często odbywały się przy grze na bębnach Djembe na żywo. I swoje doświadczenie jednego z naszych układów tańczonych w kręgu, Powtarzalnych ruchów angażujących całe ciało i totalnego poczucia zjednoczenia z grupą, transu wręcz, mocy w ciele, przepływu, energii, która długo po pulsowała jeszcze w ciele. Zanim tego doświadczyłam, wiele godzin spędziłam wraz z grupą, na ćwiczeniu podstaw, izolacji ciała, rozgrzewki, wzmacniania mięśni, zawsze zaczynało się od stóp i bioder, bycia nisko na nogach, przy ziemi, aby mieć siłę do wybicia się. Ręce i głowa dołączały na samym końcu, One dawały to uczucie latania, poszerzania przestrzeni. Asia uczyła nas afrykańskich tańców, których sama uczyła się m.in. w Ghanie. To był powrót do czegoś bardzo pierwotnego. Zestrojenie z muzyką na żywo, nieustanne jej słuchanie, aby wiedzieć, kiedy skierować się w inną stronę. Ziemia i Niebo w jednym. Połączenie! Mimo, że nie tańczę już afro, to dalej te rytmy i pamięć tamtego doświadczenia jest dla mnie ważna i znacząco wpłynęła na mój sposób pracy z klientkami. Najpierw uczymy się bazy, kontaktu z ziemią, z ciałem, uczymy się otwierać serce, swoją wrażliwość, otwieramy się na siebie same, a później na świat, puszczamy głowę, przekonania i dajemy się prowadzić rytmowi, serca i temu płynącemu ze świata. W kontakcie. Świadomie. W połączeniu z czuciem.

I przychodzi taki moment kiedy słyszę: „mam to wszystko czego szukałam, w sobie, potrzebuję tylko wyjść z tym do świata”, „jak dobrze wrócić do siebie, siebie czuć, teraz mogę iść dalej”, „na tyle lat siebie straciłam, zapomniałam o sobie, teraz siebie odzyskuję, kawałek, po kawałku”, „dziękuję, znów czuję radość w życiu, wibracje w ciele”, „chyba pierwszy raz tak bardzo poczułam, że jestem całością”. A kiedy to słyszę lub czytam, wypełnia mnie wdzięczność i wzruszenie. Sama tkwiłam przez wiele lat w oddzieleniu od swojego ciała, w głowie, szukając ukojenia w wierze i duchowości. Powrót nie był łatwy, otrzymałam jednak wiele wsparcia i dzięki cudownym przewodniczkom po ciele i duszy, nauczyłam się jak bezpiecznie mogę podróżować, jak Persefona, między światem podziemnym a podniebnym. Wciąż potrzebuję o ten przepływ potrzebuję dbać, rozwijać go, wzmacniać. Bo świadomość tego, co jest dla nas ważne, gdzie jesteśmy, czego potrzebujemy to zapowiedź kolejnego etapu naszego życia, o zupełnie nowej jakości. Jest procesem, który dzieje się wg. swojego rytmu, indywidualnego dla każdej z nas. Dlatego ważne jest aby nie cisnąć siebie i nie oceniać zbyt surowo. Przydaję się tutaj też zdrowa dyscyplina, odpowiednia do naszego rytmu, to jednak temat na osobny wątek.

Czujesz się zainspirowana aby zapuszczać, wzmacniać korzenie a dzięki nim połączenie ze źródłem? Czujesz się zainspirowana do wzmacniania swoich skrzydeł i podniebnych wędrówek? Kibicuję Ci w tej podróży! I gratuluję Ci, że podjęłaś decyzję o przyzwoleniu sobie na ten krok, ku sobie, ku swej wolności i pełni <3

Otul się

Jeśli potrzebujesz przewodniczki na dany etap swojej wędrówki, potrzebujesz wzmocnić swoją relację z ciałem, w oparciu o akceptację, miłość do siebie, zapraszam na konsultacje i sesje indywidualne Świadomej Pracy z Ciałem i Ruchem.

Chcesz się czymś ze mną podzielić? Masz pytania? Także napisz: dorota@swiatlopelni.pl

Będzie mi bardzo miło poznać Cię Droga Czytelniczko 🙂

Z miłością,

Doriko

Dorota Maria Komasa

Trenerka Procesu Podróży Bohaterki